Kobido – jak wpływa na skórę twarzy
Wyobraź sobie taką scenkę: zmęczona twarz zerka w lustro po całym dniu w pracy, a w głowie pojawia się myśl: „Ojej, czy ja wyglądam na dwie dekady starsza?”. W takiej chwili wiele z nas szuka szybkiego liftingu – a tu nagle ktoś proponuje… masaż twarzy. Konkretnie Kobido – brzmi egzotycznie, ale to w istocie starożytna japońska sztuka masażu twarzy (nazwa dosłownie oznacza „drogę do piękna”).
To długa, rytualna sekwencja dotyku: głaskanie, ugniatanie, uciskanie, a nawet delikatne „poklepywanie” skóry oraz mięśni twarzy. Trochę jak joga dla buzi – tylko prowadzona wprawną ręką masażysty.
Efekty? Odpuszczają napięte mięśnie twarzy (znasz ten moment, gdy ktoś przyciska skronie i mimowolnie pozwalasz zmarszczkom pójść na wakacje?). Krążenie w skórze przyspiesza, co sprawia, że krew z dotlenieniem śpieszy się do każdej fałdki twarzy. W efekcie cera może zyskać zdrowszy koloryt i bardziej promienny wygląd – jakby twarz mówiła: „Weekend w spa, proszę!”.
Kobido to też swoisty „drenaż”. Brzmi poważnie, ale w praktyce chodzi o to, że masaż przyspiesza odpływ limfy spod skóry twarzy. Po zabiegu wiele osób zauważa, że opuchnięcia (np. worki pod oczami) są mniejsze – jakby twarz w końcu złapała chwilę wytchnienia.
Oczywiście jeden seans cudów nie zdziała, ale mówią, że „skóra pamięta dotyk”.

